czwartek, 27 czerwca 2013

Alex Scarrow – „Time Riders. Czas drapieżników”


Ludzie miewają różne dziwaczne hobby. Jedni kolekcjonują lewe skarpetki, drudzy konstruują w piwnicy bomby atomowe, a jeszcze inni zajmują się polityką. Ja dla przykładu lubuję się w rozpoczynaniu czytania cyklów literackich od środkowych tomów. Właśnie z tego powodu z radością sięgnęłam po Czas drapieżników, drugi tom serii Time Riders.

Szczerze mówiąc, podejrzewam, że autor książki przewidział istnienie takich dziwaków jak ja i kontynuację Jeźdźców w Czasie pisał specjalnie z myślą o nas. Osoby, które miały do czynienia z pierwszym tomem pewnie nie raz i nie dwa ziewną sobie, po raz kolejny czytając o tym, jak to Liam cierpiał po śmierci Boba, oczywiście z pełnym wyjaśnieniem, kim/czym był/jest Bob (użycie ukośników staje się zasadne po przeczytaniu Czasu drapieżników). Za to ja przez cały czas miałam wrażenie, że nic nie przegapiłam i mogłam w pełni cieszyć się opowiadaną historią. Uczucie zagubienia wywołały u mnie tylko dwie drobne sprawy.

Po pierwsze, dlaczego na okładce zachowano angielską nazwę Time Riders, skoro przez resztę książki bohaterowie mówią o sobie zwyczajnie, po polsku: jeźdźcy czasu albo jeźdźcy w czasie (o ile to ostatnie jest po polsku).

Po drugie, co sobie myślał geniusz, który pieczę nad kontinuum czasoprzestrzennym powierzył grupce dzieciaków, z których najmłodszy ma niecałe dziesięć (Sal), a najstarszy osiemnaście lat (Maddy). Zrozumiałabym jeszcze, gdyby ci młodzi ludzie posiadali gruntowne przeszkolenie, ale gdzie tam! Przez całą książkę wykazują szereg luk w wykształceniu (moją ulubioną była niewiedza na temat symboliki oznaczenia XY i XX).

Co się zaś tyczy samej akcji… Cóż, biorąc pod uwagę, z jakimi fachowcami mamy do czynienia, nie dziwota, że podczas misji zwiadowczej coś idzie nie tak (nie powiem co, żeby nie psuć niespodzianki) i teoretycznie proste zadanie zmienia się w rozpaczliwą walkę o przetrwanie. Pozostałe w bazie Sal i Maddy, a także Liam (obecnie tkwiący w prehistorii, pośrodku stada wygłodniałych gadów) próbują wszystko naprawić, jednak nie kończy się to za dobrze. Teraz gra toczy się już nie tylko o życie Liama, ale o istnienie całej ludzkości.

Rany, z takimi strażnikami czasu, kto potrzebuje terrorystów temporalnych?

A tak na poważnie, Czas drapieżców nie jest złą książką. Powiedziałabym nawet, że jest całkiem dobry... jak na książkę dla młodzieży. Autor zna się na swoim rzemiośle; tworzy ciekawe światy, umiejętnie buduje napięcie. Zwroty akcji potrafią być naprawdę zaskakujące, a wiele spośród zastosowanych rozwiązań błyszczy oryginalnością. Jednak zdecydowanie największy szacunek budzi wielopoziomowa intryga. Za każdym razem, gdy wydaje się, że już dotarliśmy do drugiego dna, okazuje się, że kryje się za nim trzecie, a dalej jeszcze czwarte i piąte, i szóste...

Moim głównym i jedynym problemem z tą książką są – jak już pewnie zdążyliście się domyślić – bohaterowie. Miałam ogromne problemy z tym, aby się w nich „wczuć”. Trudność ta może wynikać z tego, że Czas drapieżników jest pozycją przeznaczoną dla nastoletnich czytelników. Wszystkie postaci, nawet te starsze, są konsekwentnie kreowane w taki sposób, aby były atrakcyjne dla gimnazjalistów, co może irytować starszych odbiorców. Co więcejUjmijmy to tak: ciężko mi darzyć sympatią kogoś, kto sztucznie przyśpiesza wzrost genetycznie modyfikowanego LUDZKIEGO embrionu, programuje go jak maszynę, a następnie używa jako żywej tarczy i mięsa armatniego. Niewiele pomaga tłumaczenie, żePrzecież to nawet nie człowiek… to tylko… klon”.

Ocena: :star::star::star::star::star::star::star::star-empty::star-empty::star-empty:


Recenzja książki Czas drapieżników napisana dla serwisu bestsellery.NET

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz