W królestwie elfów na targu niewolników panuje
ożywienie. Niedawno upadł budzący powszechny strach Damar, a teraz ma
się odbyć licytacja pojmanych jeńców. Chodzą słuchy, że jednym z nich ma
być wnuk samego króla Cynobra – Darge or Reo – jedna z
najpotężniejszych magicznych istot na całym kontynencie. Ostatecznie
szczęśliwym nabywcą staje się Rinviel, który zamierza wykorzystać
chłopaka do zaspokojenia swych perwersyjnych zachcianek. Poniżany (i
molestowany) Darge (zwany również Derreo) poprzysięga uciec i się
zemścić, jednak kiedy ma ku temu okazję, odkrywa, że między nim, a elfem
zrodziło się silne, oparte głównie na masochizmie i sadyzmie uczucie.
Wierzcie
mi lub nie, ale w powyższym akapicie streściłam akcję, która w książce
zajmuje niemal pięćdziesiąt stron. Na szczęście w rozdziale szóstym
wreszcie pojawia się elficka mafia, która musi być mocniej powiązana z
Młodzieżą Wszechpolską, niż nam się wydawało, gdyż za główny cel stawia
sobie wyeliminowanie wszystkich elfów-homoseksualistów. (Zupełnie nie
rozumiem, skąd ta nienawiść. Ja sama zupełnie się nie dziwię, że niemal
każdy napotkany bohater okazuje się być gejem. Co innego mieliby zrobić,
skoro większa część powieści tworzy wrażenie, że kobiety w tym świecie
są stworzeniami rzadszymi od jednorożców i zazwyczaj mają do powiedzenia
nie więcej niż dwie kwestie. Dopiero pod sam koniec, gdy akcja przenosi
się na Smoczą Wyspie, pojawiają się informacje pozwalające sądzić, iż
pośród przechodniów znajdują się nie tylko mężczyźni.)
Od momentu
wkroczenia elfickiej mafii akcja nabiera zawrotnego tempa, zupełnie
jakby chciała nadgonić stracony czas. Tak więc w przeciągu zaledwie
pięciu rozdziałów bohaterom przytrafia się: porwanie, tortury, ucieczka z
więzienia, damarski ruch oporu, znowu tortury, pojedynek magiczny,
jeszcze jeden pojedynek magiczny, kąpiel w jeziorze, i jeszcze jedno
porwanie, a na koniec wampir, który okazuje się być byłym uczniem
Rinviela. I niemal każda z wymienionych rzeczy dosłownie „spada z
sufitu”. Owszem, homofobiczne poglądy mafii zostają wspomniane nieco
wcześniej, jednak nic, absolutnie nic nie wskazuje na to, że części
rządu Damaru udało się uniknąć pojmania, Rinviel kiedykolwiek miał
ucznia, a w opisywanym uniwersum istnieją nieumarli krwiopijcy. Nawet
krasnoludy, które nie odgrywają żadnej roli, ba, ani razu się nie
pojawiają, zasłużyły na wzmiankę, a wampiry nie. Co z tego, że jeden z
nich usiłował zabić głównego bohatera? Po prostu je ignorujmy!
Krótko
mówiąc, akcję pierwszej części książki można opisać jako groch z
kapustą, który spada z nieba w najmniej oczekiwanych momentach. Całe
szczęście, już na sto trzynastej stronie rozpoczyna się część druga,
która strukturą przypomina powieść, a nie zbiór notek pochodzących z
opowiadania blogowego (zgadnijcie, czym był „Kochanek Magii”, zanim
dorobił się wersji książkowej.) Niestety, także tutaj pojawiają się
pewne niedociągnięcia. Dla przykładu, Derreo raptem przypomina sobie, że
do niewoli trafił z winy smoka (przez poprzednie dwieście dziesięć
stron nie zająknął się o tym ani słowem). Jako że dzieje się to tuż
przed zapowiedzeniem audiencji u króla smoków, nie trudno się domyślić,
kto okaże się być feralnym gadem. Całość urywa się tak niespodziewanie,
że po przeczytaniu zakończenia odwróciłam stronę, święcie przekonana, że
natrafię na kolejny rozdział.
Dość już o akacji. Pomówmy teraz o kreacji postaci. Zabawna sprawa, ale chociaż główni bohaterowie przeżywają tak wiele przygód i mają mnóstwo okazji, aby się wykazać, nie udaje im się wytworzyć żadnych bardziej wyrazistych cech charakteru. Obaj są homoseksualistami, do tego Rinviel jest uzależnionym od narkotyków sadystą, a Derreo to masochista prawdopodobnie cierpiący na syndrom sztokholmski – obawiam się, że to wszystko, co można o nich powiedzieć. Za to osobowością potrafią wykazać się postaci drugoplanowe, pośród których prym wiodą Lussico oraz Teo. Pierwszy, chociaż nie odgrywa zbyt dużej roli, z każdą wypowiedzią, każdą podjętą akcją odsłania kawałek swojej osobowości. Tymczasem drugi, chociaż zaczyna jeszcze bardziej nijako niż główni bohaterowie, z biegiem czasu staje się jedną z najsympatyczniejszych postaci. Co prawda pod koniec „Kochanka Magii” znów nieco traci na wyrazistości, jednak istnieje nadzieja, iż w drugim tomie ją odzyska.
Jaka szkoda, że obaj panowie pojawiają się dopiero w części drugiej i, aby do nich dotrzeć, trzeba najpierw „zmęczyć” przeszło sto stron nijakości w wykonaniu Rinviela oraz Darge or Reo.
Ocena:
Recenzja oryginalnie opublikowana w miesięczniku LIBERTAS nr 58 - marzec 2013, ISSN: 1689-6688
Dość już o akacji. Pomówmy teraz o kreacji postaci. Zabawna sprawa, ale chociaż główni bohaterowie przeżywają tak wiele przygód i mają mnóstwo okazji, aby się wykazać, nie udaje im się wytworzyć żadnych bardziej wyrazistych cech charakteru. Obaj są homoseksualistami, do tego Rinviel jest uzależnionym od narkotyków sadystą, a Derreo to masochista prawdopodobnie cierpiący na syndrom sztokholmski – obawiam się, że to wszystko, co można o nich powiedzieć. Za to osobowością potrafią wykazać się postaci drugoplanowe, pośród których prym wiodą Lussico oraz Teo. Pierwszy, chociaż nie odgrywa zbyt dużej roli, z każdą wypowiedzią, każdą podjętą akcją odsłania kawałek swojej osobowości. Tymczasem drugi, chociaż zaczyna jeszcze bardziej nijako niż główni bohaterowie, z biegiem czasu staje się jedną z najsympatyczniejszych postaci. Co prawda pod koniec „Kochanka Magii” znów nieco traci na wyrazistości, jednak istnieje nadzieja, iż w drugim tomie ją odzyska.
Jaka szkoda, że obaj panowie pojawiają się dopiero w części drugiej i, aby do nich dotrzeć, trzeba najpierw „zmęczyć” przeszło sto stron nijakości w wykonaniu Rinviela oraz Darge or Reo.
Ocena:
Recenzja oryginalnie opublikowana w miesięczniku LIBERTAS nr 58 - marzec 2013, ISSN: 1689-6688
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz